- Niesamowite...- szepnął jeden z lekarzy, udając się następnie do aparatury znajdującej się metr od mojego łóżka.
- Co za przypadek...
- Zgadzam się, ale nie zachwycajmy się tak, tylko bierzmy się do roboty.- zarządził grubszy pan w długim, białym fartuchu. Po jego rozkazie wszyscy obecni na wielkiej i także białej sali zaczęli się przemieszczać.
***
Otwieram oczy.... OTWIERAM OCZY!?
Czyli jednak nie umarłam?!
Wiedziałam...
- Cicho! Budzi się. - wyszeptał dobrze mi znany głos, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć jego właściciela.
- Proszę pana, a kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu? - Perrie? To ona... Jednak jest moją prawdziwą przyjaciółką. Szkoda tylko, że nie ma już mamy. A z resztą... Pewnie gadałaby tylko o tym, że mogła mi się coś poważnego stać, o ile już się nie stało.
Ruszyłam delikatnie ręką, ale na tyle mocno ile tylko mogłam.
- O mój Boże... Panie doktorze ale czy ona będzie mogła się sama poruszać?
- Tego na razie nie wiemy. Ale niestety pewne jest to, iż przez pewien bardzo długi czas panna Amelia będzie musiała przeleżeć w łóżku. Nie chodzi nam o potrzeby oczywiste...
- No tak ale ona ma szkołę oraz inne bardzo ważne sprawy, które musi pozałatwiać. - wtrącił się ktoś kogo po głosie nie mogę rozpoznać.
- To już nie mój problem. Radziłbym jednak oprócz korzystania z toalety, aby nigdzie indziej się nie ruszała, ponieważ może dojść do poważnego uszkodzenia ciała, co może prowadzić do tego, iż będzie się musiała poruszać na wózku inwalidzkim. - To chyba wstrząsnęło wszystkimi.
No dobra... Ale o jakie ważne sprawy chodziło "ktosiowi". Przecież dobrze pamiętam życie, które było przed tym, zanim umarłam i zmartwychwstałam.
To jakaś masakra...
- Ghy,ghy...- wymusiłam i wzrok wszystkich powędrował na mnie.
Skąd to wiem?
Jak już wcześniej wspominałam... Ja widzę!
No właśnie... Pacze się na wszystkich tutaj zgromadzonych...
Jest Zayn, Perrie, dwóch lekarzy, Niall, Louis, Liam i... Harry?
Oh...
No tak.
Coś tu jest nie tak. Serce mi mocniej bije?
Czemu?
Nie możliwe, że na jego widok.
Co to, to nie.
- Amy, kochanie jak się czujesz?
- Dobrze.- starałam się brzmieć jak najnaturalniej lecz mój głos była słaby... Prawie, że nie słyszalny.
- Na pewno? Może potrzebujesz czegoś? Jak tak, to wal śmiało.- powiedziała przyjaźnie Perrie, patrząc się na mnie tymi swoimi wielkimi, pięknymi oczętami.
- Nie tylko... Musisz mi pomóc.
- Jasne. Mów o co chodzi. - odparła bez zastanowienia.
- Niech najpierw wszyscy wyjdą.- i spojrzałam się na każdego po kolei.
- Tak, tak... Wyjdźcie. - powiedział lekarz i wyprosił ich z sali.
Zostałam tylko ja i Pezz.
- Słuchaj... Pamiętasz, jak ci mówiłam o planie i tych rzeczach nie?
- Ymm.. Tak ale nie wiem do czego zmierzasz.
- Chodzi o to, że... Ja się w nim chyba zakochałam....- wyszeptałam i spuściłam głowę.
- Nie...tobie się tylko tak wydaje. Przecież my mamy ten plan, a jeśli ty... to on... O nie!- wypowiedziała głośniej Perrie i złapała się za głowę.
- Wiem... Ale on się stał taki.. Opiekuńczy, czuły, normalny...
- To tylko przykrywka na takie naiwne dziewczyny, jak ty.
- No tak ale..
- Nie wiesz nawet w co się pakujesz.- powiedziała z poważną miną dziewczyna.
- Oj przesadzasz... On nawet nie pali.
- Słuchaj uważnie, co ci teraz powiem. Tylko ja z osób z jego otoczenia znam jego tajemnice. Powiem ci ją ale obiecaj, że nikomu tego nie powiesz i nigdzie nie zgłosisz, bo obydwie będziemy miały szczerze mówiąc przesrane. -
Co!?
O co jej chodzi?!
Pokiwałam twierdząco głową.
- Bo on od 3 lat jest... Dilerem narkotyków oraz bije się z innymi na nielegalnych walkach... za kasę oczywiście. - powiedziała i patrzyła się na mnie jak sroka na diadem.
Dilerem?
Walki?
Za kasę?
Boże... Co to ma być?!
___________________________________
Masakra, nie? Dobra... Co ma być to będzie ;)
I pytanko: Mam kontynuować imagina? Bo
nie wiem czy mam dalej pisać trzecią część. :-)
Kontynuuj, kontynuuj.. to jest wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę Harry DILEREM :O
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś w tym momencie w 100000 %
I pisz następną część imaginu ;D