poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 16

No heeej ;3 Krótkie, ale... Jest szybciej :D Nie no wzięłam się za siebie ;) Podoba Wam się dalszy
ciąg tych marnych podrób "Trudne Sprawy" ?
Nie widzę komentarzy, więc chyba nie... Eh.
Bywa, przynajmniej mam coś na zabicie czasu ;3 No tak.. Łapajcie nowego rozdziała !! Papatki :* 
______________________________________________________

- Przepraszam bardzo, ale tam nie można wchodzić. - pielęgniarka szybko zwróciła mi uwagę, gdy tylko próbowałem wedrzeć się do sali Amy......


***
Naprawdę, ostatnio zdałem sobie sprawę, że bez niej nie potrafię żyć. To właśnie ona sprawia, że moje wargi wyginają się na wzór uśmiechu, dzięki niej mam siłę na te wszystkie koncerty, wywiady, sesje... To ona podnosiła mnie na duchu przez te wszystkie lata, chociaż robiła to nieświadomie. Samym obrażaniem mnie lub odwarkiwaniem sprawiała mi radość. To jest dziwne.. No bo niby człowiek Cię próbuje zniszczyć, a ty uważasz to za pomoc we wszystkim, za, jak to mówią inni: wsparcie. Nie wiem jak działa miłość, nie znam jej planu postępowania, ale wiem, że prędzej czy później będziemy mogli rozkoszować się chwilami spędzonymi razem oraz tymi, o których nikt nie będzie wiedział. Dla mnie w tej chwili nie ważne jest kiedy to się stanie, ale ważne jest to, że tak w ogóle będzie. Chcę aby tak było...

***
- Harry.. Harry obudź się... Harry... - cichutkie wołanie wybudziło mnie z moich wspaniałych snów i senno-przemyśleń na temat mnie i Amy. Chciałbym aby takie historie, jak w moich snach nie były tylko obrazem wymyślonym przez moją wyobraźnię, ale żeby to było prawdą.
- No Harry no... - znów szeptanie. Czy oni naprawdę nie dadzą człowiekowi pomarzyć?!
- Oh no już wstaję. - i bez wcześniejszego zorientowania się gdzie jestem, odruchowo wstałem i skierowałem się na lewo, do moich drzwi , którymi wychodzi się z pokoju. Niestety to chyba nie był mój pokój, bo zamiast swobodnie przejść przez drzwi, trafiłem w coś bardzo twardego.
- Ałć! - syknąłem i łaskawie, jak to ja po przebudzeniu, otworzyłem swoje zielone oczy. Zobaczyłem biało-zielone ściany jakiegoś korytarzu. Gdzie to ja... A no tak jestem w szpitalu.
- Uważaj, bo być sobie niezłego guza nabił, o ile już tego nie zrobiłeś pacanie. - skwitowała Perrie, która przyjechała ze mną to tego szpitala.
- Weź wyjdź i nie osłabiaj swoją brzydotą. - odpowiedziałem najmilej jak potrafię w stosunku do niej i powoli wstałem z podłogi.
- A ty swoją głupotą. Jesteś taki... - no i na szczęście nie dokończyła przez pielęgniarkę. To dobrze, bo naprawdę nie wiem co bym jej zaraz zrobił.
Lama jedna...
- Przepraszam, czy państwo są przyjaciółmi Amy?
- Tak. - odpowiedzieliśmy w równym tempie, przez co nasze wymienione spojrzenia nie były najlepsze.
- Więc tak.. - pielęgniarka przewinęła kilka kartek do przodu w swoim notesie i mówiła dalej. - Pani Mali ma lekki uraz głowy, ale nic po za tym. Niedawno się obudziła, więc myślę, że za jakieś tydzień, najwyżej dwa tygodnie będzie mogła wyjść.
- To dobrze, dziękujemy za wiadomość. A... Czy możemy do niej wejść?
- Nie na razie myślę, że lepiej by było gdyby nie... Musi odpoczywać, proszę przyjść jutro. - odpowiedziała i sobie poszła.
Ja pierdole... Nie wytrzyma do jutra...

*** Louis***

- Masz wszystko? - spytałem pośpiesznie, chcąc jak najszybciej pojechać do szpitala.
- Tak, tak, możemy jechać Lou. - kurde, pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu. Nie powiem, że coś, ale miło mi się zrobiło na sercu. Dobra, koniec myślenia.
- To chodź. - wziąłem małą na ręce i wyszliśmy z domu. Wsadziłem ją do samochodu, zapiąłem (no pas oczywiście xD) i sam usadowiłem się na swoim miejscu.
- No to w drogę. - i wyruszyliśmy.
Przez chwilę zapanowała cisza. To pewnie spowodowane tym... zdenerwowaniem.
- Louis... A co będzie, jak Eleanor nie będzie chciała mnie z powrotem? -
kurwa.
- Zostaniesz ze mną słonko.

1 komentarz:

  1. Muahaha ja cie kocham olu <3 ty i twoje teksty xD i moment z lamą :P cudo

    OdpowiedzUsuń